Lubię to miejsce.Może brzmi to dziwnie, kiedy mówię w ten sposób o miejscu, z którym związanych jest tyle ludzkich tragedii. Przychodzę tu każdej jesieni i pod wieżą, która wygląda jak blanka zamkowa, skrywająca Śpiąca Królewnę, odnajduję ciszę i spokój.
Być może odkupieniem bólu i cierpienia, jakie wyrządziła tragedia z 18 września 1916 roku, była dobrowolna śmierć inż. Podhajskiego, który w 1915 roku kierował komisją odpowiedzialną za odbiór techniczny zapory. Zastrzelił się na wieść o tym, że wzburzone wody przerwały tamę. Trudno stwierdzić, ile warta była ta ofiara. Jednak pewne jest jedno. I to obowiązuje po wsze czasy. Możemy popełniać błędy, ale musimy ponosić tego konsekwencje. Być może właśnie tu zebrały się dusze wszystkich ofiar katastrofy, aby podziękować za solidarność, jaka wówczas narodziła się w miotanych pierwszą wojną światową Austro-Węgrzech i umożliwiła organizację zbiórki dla poszkodowanych. Lubię to miejsce. Lubię drogę wijącą się wzdłuż kaskad Białej Desnej. Ten odcinek, gdy droga oddala się od wody i wije wśród młodych świerczyn, zawsze wzbudza we mnie obawę, że się zgubiłam i idę w złym kierunku. A potem ukazuje się to. Równina, na której tylko z trudem można byłoby się spodziewać fundamentów Krömerovej boudy, wylotu sztolni łączącej dolinę Białej i Czarnej Desnej, następnie kilka świerków i ponownie się ukazuje. Wieża z baśni o Śpiącej Królewnie. Ale żadna księżniczka tu nie śpi. Nie oznacza to jednak, że można tu broić – krzyczeć, hałasować i bałaganić. Dorzecza Desnej pilnuje bowiem wodnik, który dużą wagę przywiązuje do dobrych manierów.
Jednego razu ten wodnik spotkał mężczyznę i go pozdrowił. Mężczyzna jednak nie odpowiedział, a wodnik tak się rozzłościł, że chciał tego niewychowańca strącić do wody i utopić. Przestraszony mężczyzna zaczął się modlić do Panienki Maryi. I rzeczywiście zjawiła się biała postać, która zmusiła wodnika do odwrotu. Mężczyzna trząsł się jak osika i ludzie, którzy znaleźli go na brzegu Desnej, musieli zanieść go do domu. Niebogę męczyła gorączka, majaczył, a gdy wróciła mu świadomość, przed swoim oknem zobaczył stojącego obrażonego wodnika. W końcu umarł i krewni zbudowali mu kapliczkę, która stała na rumburskim wzgórzu nad Willą Maurtnera aż do 1891 roku. A więc, drogie dzieci, i nie tylko wy, gdy będziecie wędrować po Górach Izerskich, pamiętajcie, aby każdego ładnie pozdrowić. Nie ma bowiem wcale pewności, że ten wodnik wyprowadził się w jakieś inne miejsce.
Z Josefovego Dolu przechodzimy przez miejscowość do rozdroża Lesní brána, skąd droga wznosi się aż do opustoszałego miejsca noszącego nazwę Mariánskohorské boudy. Przy Przerwanej Zaporze jest krótka ścieżka kulturalno-edukacyjna, na której można się zapoznać z przyczynami katastrofy z 1916 roku. W pobliżu ujścia sztolni łączącej dwie rzeki przy dróżce znajduje się tablica przypominająca dawne schronisko Krömerova bouda, które stało tu w latach 1926–1945. Stąd można zejść leśną asfaltową dróżką do Desnej, gdzie przy moście przez Białą Desną stoi kamień przypominający o skutkach dawnej katastrofy.